Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/315

Ta strona została uwierzytelniona.

sięta zbiegłe ze źle domkniętych chlewików...
Teraz — Janek potrafił już unikać tej gorącej łaźni. Wprost do stawu szedł, w czółno wskakiwał i wodę pruł aż szumiało. Potem do drugiego brzegu, gdy się dobił to już do Szmula było tylko kilkadziesiąt kroków — i łatwo było się dobrać. Wracał jednak wolniej, nawpół przytomny — potrzebując mało do zupełnego upojenia, roztrojony zupełnie nerwowo — mając dziwną naturę wtłoczoną w smutne ciało dworskiego służalca, z fantazyą przepełnioną wizyami powieści i artykułów, których nie rozumiał setnej części, z tęsknotą straszną, wrodzoną wołyniakom, z tą tęsknotą, co serce z piersi wyrywa za czemś, czego określić na razie niepodobna, co szum sosen, zapach poziomek, krzyk spłoszonej gęsi, skrzyp wrot nagle budzi i potem jak druga dusza w ciele pokutuje, rwie, szarpie, nęka o zachodzie słońca i życia...
Bydlę miało to wszystko w sobie, to wycie rozpaczliwe w pustkę, która się