Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/324

Ta strona została uwierzytelniona.

czał chwilę, wreszcie, jakby chcąc upokorzyć sędzinę:
— W konduktory pójdę!... — wyrzekł zdławionym głosem.
Sędzina ku drzwiom zmierzała.
— Z Panem Bogiem! Właśnie tam na pijaków czekają! A wynosić mi się dziś jeszcze!... won!... won!...
Wyszła.
Janek pozostał sam.
Obejrzał się dokoła i nagle uczuł w sercu ból straszny.
Trzydzieści lat przeżył w tych ciemnych ścianach kredensu, w którym zapach razowego chleba miesza się z wonią stygnących na półmiskach tłuszczów. W ciemnicy tej przeszedł życie całe, waląc się w nocy na tapczan, jak kłoda, smutny, wiecznie znękany, zniechęcony do życia, a mimo to bałwochwalczo do tych miejsc przywiązany.
Chata, w której mieszkał jego żona, nie była mu domem, chodził tam w gościnę, w chwilach wolnych, nie pamiętając