szny biust pełny, okrągły, z niewielką fałdą tuż po pachami, dyskretnie wysuwającą się z obramowania blado-liliowego tiulu.
— C’est convenu! n’est ce pas? — pytały „gołąbki“, jedna drugą.
— C’est convenu! — odpowiadała zapytana.
Panienki te mówiły przeważnie po francuzku akcentem przerażającym, niemniej przeto dziwnie aroganckim. Gdy się rozszczebiotały, tworzyła się silna wrzawa, a chichot ich miał wszystko, oprócz inteligencyi. Każda z nich jednak była très bien, i miała się za partyę. Każda wyobrażała sobie, że czyni raważe pomiędzy czarną kohortą mężczyzn, którzy w swych frakach, jak stado nagle spłoszonych karawaniarzy, stali w przeciwnym kącie salonu, lub włóczyli się po przyległych pokojach, obmawiając panny lub stambułki księcia pana, za olbrzymie podkowy drewniane, zamiast szpicrut i rajtpejczów zatknięte.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/335
Ta strona została uwierzytelniona.