Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/337

Ta strona została uwierzytelniona.

i powiewny a biały — rdzy plamę na sztabie wygryza...
Nagle u drzwi wchodowych zrobił się szmerek leciuchny i gospodyni domu, porwawszy się z fotela, posunęła naprzód. Książę podciągnął znów kamizelkę i przekręcił na bakier siwe, długie wąsy.
Gołąbki zatrzepotały, zaszczebiotały radośnie: Les voila!... les voila!...
Odedrzwi bramowanych czerwienią portyer, ku środkowi salonu w jasność płonącego żyrandola, szła grupa ludzi z trzech istot złożona.
Przodem sunęła kobieta lat średnich, sur le retour, drobna, chuda, nadwiędnięta, trzymała się pochyło i ręce miała jakby wsparte na brykli silnie ściśniętego gorsetu. Za nią wlókł się tren jasno zielonej sukni, obrysowanej na dole wałkiem ciemno-miedzianego aksamitu. Olbrzymie stylowe rękawy, bufiaste, aksamitne wznosiły się po obu stronach głowy, małej, brzydkiej, nieforemnej, nastroszonej rzadką kępą, silnie przyczernionych włosów. Włosy te ściągnięte mocno na skroniach,