Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/355

Ta strona została uwierzytelniona.

I nagle, razem z chichotem dziewczyn, w tę nudę rautową wpada brutalna chęć tłumu szarpania tej miłości adoptowanej, przyjętej, tolerowanej. I ci sami, którzy niedawno jeszcze z uśmiechem sympatyi spoglądali na dwie ciemne sylwetki, siedzące w tym nimbie nieugiętej wierności, ci sami teraz odsłaniali tajemnice tego stosunku, który przed laty promieniał i ogrzewał chłód konwenansem mrożonych salonów. Jakaś głucha niechęć zaczynała nurtować dokoła, coś nakształt zemsty za ten tryumf uczucia i doskonałej miłości, która lata całe przetrwała nienaruszona, skończona, nad wszystko silniejsza. Ludzka nędza, niemogąca znieść doskonałej harmonii, radowała się tym niespodziewanym dysonansem wśród zastygłego już w przestrzeni akordu. I ciepły, sympatyczny prąd szedł ku „gołębnikowi“, w którym widać już było tylko plecy dziewcząt, obciągnięte jedwabiem staników i połyskujące drabinkami silnie ściągniętych sznurowadeł. Dziewczyny pochylone ku Heldingowi, całe roz-