Ta strona została uwierzytelniona.
HANKA.
Ale ja księdza muszę słuchać.
DULSKA.
Idź po mleko i po bułki.
HANKA.
Idę, proszę wielmożnej pani (wychodzi).
DULSKA (idzie ku drzwiom sypialni małżeńskiej).
Felicyanie! Felicyanie! wstawaj!... spóźnisz się do biura... (idzie do drzwi sypialni córek). Hesia! Mela! spóźnicie się na pensyę...
GŁOS HESI.
Mamuńciu, tak zimno! troszkę ciepłej wody...
DULSKA.
Jeszcze czego? Hartujcie się... Felicyan! wstajesz? Wiesz? ten błazen, twój syn, nie wrócił jeszcze do domu! Co? nic nie mówisz? naturalnie. Ojciec toleruje. Niedaleko padło jabłko od jabłoni. Ale jak będą dłużki małe — nie zapłacę.
HANKA (uchyla drzwi od kuchni).
Proszę wielmożnej pani — stróż przyszedł o meldunki tych państwa, co się sprowadzili.
DULSKA.
Idę! Hesia! Mela! Felicyan! a to śpiąca familia. No! no! z torbami poszlibyśmy, żeby nie