Strona:PL Gabriela Zapolska - Moralność pani Dulskiej.djvu/086

Ta strona została uwierzytelniona.
MELA.

Tak. Mnie się także zdaje, że ja się wszystkim usuwam, że mnie lada chwila ktoś potrąci, że...

ZBYSZKO.

To źle. Panna Dulska powinna iść naprzód tak... rozumiesz. Ktoś potrąci — ty jego... to powinna być nasza zasada. Jak najwięcej miejsca. Für die obere zehn tansend milionen kołtunen!

MELA (patrzy na niego chwilę).

Zbyszko! dlaczego ty nas wszystkich tak nie lubisz?

ZBYSZKO.

Za mało „nie lubisz“. Ja was wszystkich nienawidzę i siebie razem z wami.

MELA.

Siebie nienawidzisz także... A ja to znowu... Pozwól mi trochę z tobą porozmawiać. Dobrze? Jak szara godzina nadejdzie, to ja dałabym wszystko, żeby módz z kimś dobrze, cicho, spokojnie porozmawiać. Tylko że u nas to niepodobna. Jak w tartaku. Mama mówi, że się pracuje. Ale przecież można i myślą popracować. Prawda Zbyszku? (osuwa się przed nim tak, że światło z pieca oświetla grupę tych dwojga smutnych i zgnębionych).

ZBYSZKO.

Mów... mów...