Strona:PL Gabriela Zapolska - Moralność pani Dulskiej.djvu/092

Ta strona została uwierzytelniona.
ZBYSZKO.

I co? i co?

HANKA.

Tak jest jak ja mówiłam (zanosi się cicho od płaczu).

ZBYSZKO.

Ładna historya! a to pech! (zaczyna chodzić po pokoju — Hanka pozostaje przy oknie w smudze światła — tragiczna w fałdach swej czarnej chustki).

HANKA.

Co ja teraz zrobię!

ZBYSZKO.

Jedź do domu.

HANKA.

Ale... żeby mnie tatko skórę zdarli. Nie pojadę.

ZBYSZKO.

Zresztą nie becz. Jeszcze daleko. Może się jeszcze co zmieni.

HANKA.

Ale... takim jak ja, to cygany los wyklną. Mnie zawsze najgorsze się trafi. Potrzebne mi to było. Boże! Boże!... To chyba się utopić.

ZBYSZKO.

Dużo by ci pomogło.