Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

— Żeby byli sietniakowaty, toby tak nie tańcowali... — dorzucił Kalpuś.
I zabrali się dłubać siekierkami całe szeregi gwiazd w belkach złocistych na chwałę Bogu i ludziom, zacietrzewionym w zakopiańskim stylu, a na zgubę gościowych kieszeni.
Aktor usiadł na belce i swą świeżo ogoloną, trochę zmęczoną, a przecież pełną młodości twarz poddał pod promienie słońca.
Wyjął porte-cigare srebrne, klasyczne, prawdopodobnie z napisem »Od wielbicieli« — z eleganckim emeliowanym monogramem na rożku i zapalił papierosa.
Wszystko, co stanowiło jego własność, było eleganckie i zgrabne. Pudełko do zapałek srebrne, ozdobione niewielkim kaboszonem szafirowym. Taki sam kaboszon, nieduży, lecz ciemny i piękny, ciemniał na małym palcu jego ręki. — To był jedyny pierścionek, jaki ten człowiek nosił.
Tuśka niby patrzy na górali dłubiących gwiazdy, a widzi te wszystkie szczegóły, bo dzień jest tak przejrzysty, że każdy najdrobniejszy przedmiot dochodzi do oka z czystością niezwykłą. Równocześnie Tuśka z właściwością kobiet ogarnia i siebie dokładną uwagą i myśli, czy dobrze wygląda i czy puder nie starł się jej z twarzy.
Aktor patrzy na nią wprost, bez owych wybiegów kobiecych, patrzy swemi ślicznemi oczyma o długich, ciemnych rzęsach. Jest teraz jakby melancholijny i zadumany. Nie wiadomo jednak, czy jest to zmienność kameleonowa jego natury, czy udanie. Tuśka zaczyna czuć się jednak więcej zaniepokojona tą jego melancholią, niż poprzednio napadami żywiołowych popędow. Stoi jednak przy oknie, jak przymurowana, i nie może zebrać się na śmiałość, aby od niego odejść.
On to dostrzega i nagle, jakby dopiero w tej chwili ją zobaczył — wstaje — i kłania się nadzwyczaj grzecznie.
Ona pomimo woli pochyliła głowę i oblewa ją rumieniec złości za to, że oddała mu ukłon.
Stało się to bez jej wiedzy, całe szczęście, że skło-