wość. Tylko Pita oparta patrzyła z jakąś melancholią dziwną na przechodzących.
— Ten w środku jasno odziany to Porzycki! zdolny... wcale, wcale...
On jeden tylko obrzucił Pitę miłem spojrzeniem. Skinął jej głową, ale dziewczynka, pomna uwag matki, spuściła oczy w ziemię z zażenowaniem widocznem. Porzycki nie spojrzał nawet na werandę, ani na Tuśkę I to jej było przykro, choć wolała, że nie widział jej zmieszania.
Gromadka przeszła i ginęła powoli drogą, jak jasny obłok. Cicha kanzona dobiegała jeszcze, jakby wlokąc się za nimi.
Oparta o żerdź Pita znów melancholijnemi oczyma śledziła oddalających się.
Pani radczyni uniosła się cokolwiek na fotelu.
— Oni tu gdzieś mieszkają, zdaje się w Jaszczurówce... a ten Porzycki to gdzieś nawet w naszej okolicy... Straszni ludzie! O! o! niech pani patrzy, nie żenują się... To szkandał!
Tuśka wysłała swój wzrok na zwiady i ujrzała, jak Porzycki nagłym ruchem objął jednę z jasno odzianych kobiet. Była w tym ruchu swawola pazia. Trwało to chwilę. Kobieta, śmiejąc się, wykręciła się zręcznie z obejmującego ją ramienia...
— To panna ta i ta... — objaśniała Warchlakowska. — Jest przyjaciółką starego hrabiego z pod Gołębi, a ta trzecia...
Nagle dostrzegła, że »panienki« przypatrują się ciekawie aktorom i aktorkom.
— Panienki! proszę do piłki... co to znowu?...
Panienki cofnęły się, chichocząc i uśmiechając złośliwie. Tylko Pita pozostała na miejscu i patrzyła ciągle w stronę, skąd dolatywała kanzona.
— Niechże pani każe swojej panience nie patrzeć na nimi! — upominała Tuśkę pani Warchlakowska.
Tuśka jakby się ocknęła.
Cała była tak gorąca, jakby po niej war przeszedł.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.