— Cóż droga pani dziś porabiała?
To ją witało parę razy dziennie, czy to u płotu jej chałupy, czy już od furtki, gdy wchodziła do willi radczyni.
Porzycki wyjechał na wycieczkę, i Tuśkę napadła dziwna ochota dowiedzieć się, czy pojechał sam, czy w towarzystwie kobiet.
Ciągle widziała ten gest, jakim obejmował ową aktorkę, gest swawolnego pazia, a przecie nie pozbawiony czułości.
— Może się w niej kocha!... — myślała.
Lecz zaraz przypominała sobie słowa Warchlakowskiej:
— Ta panna przecież ma kogoś... kto...
Nie rozumiała, dlaczego nie powiedziała Warchlakowskiej, iż Porzycki mieszka w tej samej, co i ona chacie. Coś ją za gardło ścisnęło...
Teraz już nie było mowy o aktorach wogóle.
Rozmyślając tak, Tuśka usiadła na swojej werandzie. Posłała Pitę do panien Warchlakowskich, a nawet surowo zirytowała się na dziecko, bo szło niechętnie i zachmurzone.
Pragnęła pozostać sama.
Ogarniało ją coraz większe lenistwo. Przytem miała troski materyalne. Pieniądze wychodziły z przerażającą szybkością. To pożycie z panią Warchlakowską narażało ją na zwiększenie wydatków. Musiała jeść tak, jak te panie z willi, kupować grzyby, jaja, poziomki, zdjęta fałszywym wstydem. Praczkę miały wspólną, która podawała bajońskie rachunki, a na nieśmiałą uwagę Tuśki odpowiedziała zuchwale:
— Pani radczyni z willi to się nie targuje!
Co chwila okazywała się potrzeba jakiegoś wydatku, aby »dorównać« pani z willi. Były to drobne, małe, śmieszne sumki, ale — były mimo to i zjadały niewielką sumkę, którą Tuśka mogła rozporządzać.
I znów ogarnął ją żal do męża.
Dlaczego jest tak, nie inaczej? — Ach! gdyby był sprytniejszy, obrotniejszy i zapobiegliwszy, działoby się inaczej. Inni jego koledzy biurowi nie oglądali się jedynie
Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.