Gdy pierwsze wrażenie minęło, Tuśka postanowiła powrócić właśnie do Warchlakowskiej i nią, jak murem chińskim, odgrodzić się od jakichś dziwacznych myśli, które napadać ją zaczęły.
Chodzi więc na spacer z panią Warchlakowską, była dwa razy w Morskiem Oku na kawie, oglądała szkołę koronkarską, wysłuchała sumy, chłonąc w siebie zapachy serdaków, pomieszane z wonią kadzideł, co wszystko nabawiło ją bólu głowy.
I znów na werandzie prowadzi z panią radczynią rozmowy o mężu, dzieciach i sługach. Pani Warchlakowska dołącza jednak do tego repertuaru od czasu do czasu jakąś pikantną anegdotkę, przeważnie z życia aktorów i aktorek.
Dziwnie dobrze poinformowana, wtajemnicza Tuśkę w rozmaite zakulisowe historyjki. Mówi z oburzeniem, lecz widocznie delektuje się temi historyjkami. Tuśka słucha uważnie, choć nie rozumie, dlaczego doznaje jakiegoś bólu. Kilkakrotnie chciała się przyznać Warchlakowskiej do zaczepek ze strony Porzyckiego, lecz coś ją wstrzymało.
Nagle zdumiona usłyszała zapytanie:
— A czemu pani mi nie powiedziała, że zna Porzyckiego?
— Ja?
— Tak! Wiem — wiem, że nawet jakieś cukierki kursowały... O! tylko niech pani nie łaje Pituchny, to nie ona... ta dziewczynka jest ogromnie skryta... to kto inny...
Tuśka ochłonęła już i wzruszyła ramionami.
— Ten pan dał cukierki Picie, kazałam oddać, to wszystko.
— Wybornie pani zrobiła. Choć ja na miejscu pani wezwałabym męża, aby takiego błazna moresu nauczył... dawać cukierki! Proszę — cóż to on sobie myśli? Czy pani jaka aktorka? czy co?...
Bardzo była oburzona pani radczyni. Pierś, opięta welwetem, falowała — tłuste ręce wykonywały seryę gestów rozwianych i kompletnie uzasadnionych.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.