— Dostał nauczkę — uspokajała ją Tuśka — i teraz zachowuje się zupełnie przyzwoicie.
Lecz nagle uczuła, że pani Warchlakowska świdruje ją wzrokiem, — tak, jakby mówiła »ejże!« i to ją zmieszało zupełnie. Zarumieniła się gwałtownie i spuściła oczy w ziemię.
Czuła, iż Warchlakowska w tej chwili jej nie wierzy i że zaczyna się dokoła niej snuć cała sieć fatalnych podejrzeń.
Rozstały się trochę chłodno. Warchlakowska ciągle zdawała się zapuszczać sondę do dna jej duszy — Tuśka zaś cofała się i zamykała w sobie tak, jakby miała już coś ukrywać.
Nad wieczorem zupełnie niespodziewanie powrócił Porzycki.
Przyjechał furką, blady, zmęczony, niewyspany i widocznie w złym humorze.
Tuśka stała w oknie i zobaczywszy go tak nagle, doznała jakby olśnienia.
Cofnęła się za firankę, lecz patrzała, jak do Porzyckiego wybiegła Obidowska, pytając o męża.
— Poszedł jeszcze dalej w góry — odrzekł aktor gniewnie, wyjmując z furki swój serdak, ciupagę i jakieś drobiazgi.
— A bez co? bez co... kiedy oni wrócili?
— Nie wiem. Dajcie mi spokój — zmęczony jestem... Przynieście mi mleka. Listu niema jakiego?
Wszedł do sieni i udał się do swojego pokoju.
Obidowska postała chwilę przed chałupą, wreszcie zawróciła i szła wolno w stronę szopy. Idąc, dostrzegła Tuśkę w oknie.
— Widzieli — zapytała — jaki to wymęczony. I nie hańbi się... To z chlania wódczyska i z łajdactwa... a jakże...
Pokiwała głową i głosem, w którym drżały łzy dodała:
— A wiedzom... mój nie wrócił!
I poszła.
Tuśce zrobiło się i wstyd i przykro.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.