się twarz pani Warchlakowskiej, powracającej z miasta z mnóstwem zakupów rękach.
— Cóż? idziemy dziś do Kuźnic? — zapytała z fałszywym uśmiechem, lecz na widok stojącego na środku pokoju Porzyckiego, uśmiech znikł jej z twarzy, a wystąpił wyraz chłodnej, obrażonej godności.
— Przepraszam... nie wiedziałam, że pani ma gości!
I z majestatem zniknęła postać tej damy z ramy okna, natomiast kaczy cień potoczył się ku willi.
Na werandzie trzy panny Warchlakowskie przyzywały matkę strwożonymi gestami.
Tuśka uczuła, jakby ją ktoś złapał na występku. Obecność aktora u niej, nieusprawiedliwiona zupełnie, mogła rzeczywiście sprowadzić na nią jakieś podejrzenia. Jako istota skryta, miała ten rzut myśli, który w jednej chwili rozjaśnia możliwość konsekwencyi tego, co się nagle wykryło. Przeczuła, że Warchlakowska w tej chwili stała się jej wrogiem.
Porzycki tymczasem zajmował się głównie Pitą.
— I cóż? — pytał. — Znów »placem«? — No... dość tego. Najlepiej niech panna Pita pójdzie ze mną tam, gdzie budują nową chałupę. Będziemy łazili po belkach, przewracali kozły i lepiej się panna Pita zabawi, niż z pannami Warchlakowskiemi.
Tuśka z całej propozycyi usłyszała głównie »przewracać kozły«. Wydała się jej to nadzwyczaj śmiałe i niesmaczne. Dobre jej ułożenie wzięło znów nad nią górę.
— Pan daruje — wyrzekła tonem wielkiej damy — ale moja córeczka musi właśnie napisać list do ojca. Chodź, Pito — dopisz się do mego listu...
Aktor ręce rozłożył.
— O, skoro list do papy, to ja nie przeszkadzam. Niech panna Pita pisze... Ojciec pierwszy.
Ukłonił się grzecznie, a nawet wytwornie i bardzo umiejętnie, po scenicznemu wyszedł z pokoju.
Na progu jednak się zatrzymał.
— Ja cukierki przyślę... — rzucił z uporem dziecka.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.