Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

Patrzył teraz wprost przed siebie i uśmiechał się, jakby do nadzwyczaj miłych wspomnień.
Tuśka nie rozumiejąc dlaczego, uczuła się ogromnie dotknięta.
— Czy to z niemi tak pan się często gniewał i przepraszał? — zapytała, siląc się na obojętność.
— O... i jak często! One mają temperament — nie liczą się ze światem — i mają coś żywiołowego w sobie, gdy kochają się w nas, aktorach. Kłócimy się strasznie, ale i strasznie kochamy... Jedno za drugie zginie, naturalnie narazie.
— I... bijecie się! — szydziła Tuśka.
— Nie. One mnie biły — odparł z prostotą! — Ja nigdy nie uderzyłem żadnej, a to dlatego, że jestem bardzo silny. Gdybym uderzył w pasyi, mógłbym zabić. Więc wolałem wszystko w żart obracać.
— Pan... pozwolił się u-de-rzyć?
— Kobiecie? Tak! to bardzo przyjemnie. Zawsze wtedy zemściłem się tak, że złapałem i strasznie wycałowałem. A tak!...
Wsadził ręce w kieszenie od spodni i kołysząc się, zapatrzony w dal, mówił, jakby do siebie:
— Jestem strasznie erotycznie usposobiony od dziecka. To już predestynacya... Wiecznie się muszę w kimś podkochiwać. Oddaję się spirytyzmowi. Czasem... Otóż duchy powiedziały, że z »chwilą śmierci zaczyna się niewola«. Tak powiedziały duchy. I dalej dodały: »szczęście tylko w miłości«. Więc... ja się kocham i pozwalam, aby mnie kochano... I kocham nie tylko kobiety, ale wszystko... Życie, świat, teatr, publiczność... siebie... moje wady, moje błędy, moją głupotę i ludzką głupotę... I ludzkie zło i dobro, i tę możność kochania... i to, żem się wyzwolił z przesądów... Ja wszystko kocham... i tak mi z tem dobrze — i ludziom dobrze, gdy mnie kochają, bo im jakoś weselej i milej...
Umilkł i po chwili dodał:
— Tak mi przynajmniej mówili! Weselej i milej.
Tuśka nie mogła zaprzeczyć.