Przez balustradę podał Tuśce gazety, które jej mąż regularnie z Warszawy wysyłał, a Porzyckiemu tęczową, barwną korespondentkę.
Wielka, niekłamana radość ożywiła twarz aktora.
Zaczął czytać kartkę uśmiechnięty, rozpromieniony.
— Dobra nasza! — wykrzyknął, kładąc kartkę na stole.
Tuśka poznała odrazu pismo kobiece, to samo, które czerniło się i na poprzedniej kartce.
Z trudem przez stół odcyfrowała:
— »Mój najdroższy!...
Dalej czytać było trudno. Kolory kartki mieniły się i utrudniały rozpoznawanie liter.
Tuśce zrobiło się czegoś przykro. Ta kartka, to było wtargnięcie obcej kobiety w ich słoneczne miłe sam-na-sam. A potem radość i ten wzrok, którym Porzycki ogarniał kartkę, dowodziły jasno, jak blizką jego serca była ta kobieta.
Tuśka powstała nagle z werandy.
— Chodź, Pito — wyrzekła do córki — gorąco... kurz nieznośny.
— W chacie jeszcze goręcej! — zauważył Porzycki.
— Nie u nas. Mamy firanki. Żegnam pana.
Aktor wstał.
Wziął kartkę. Przyglądał się jej ciągle — mimo to jednak nie zapomniał o popołudniowym spacerze.
— No, a Kuźnice?...
— Trudno... przytem głowa mnie boli.
— Więc nie pojedziemy?
— Zdaje się, że nie.
A jednak — pojechali.
Kiedy po południu aktor przyszedł pod okno i zaczął nudzić, molestować, prosić, przymilać się po dziecinnemu,