ozdób. Ale jakby zalęknione, skradające się, niepewne — jakby ta kobieta wstydziła się, że ma odwagę, że chce wśród tłumu lalek zachować cechę człowieka.
Tuśka i Pita siedzą wyprostowane w swej dorożce, baczne na każde spojrzenie pochlebne, rade, jeśli zatrzyma się na nich dłużej jakiś wzrok, przyjaźnie dla ich urody usposobiony. Nic nie zdoła oddać podniecenia, jakiego doznaje kobieta w takiej właśnie chwili. Nerwy naprężone, jak struna, a cała jej istota wewnętrzna tkwi, jak w futerale zbyt ciasnym i z udręczeń złożonym. Lecz podniecenie to, choć męczy, upaja kobietę, jak zapach silnych kwiatów. Zna je dziecko folwarczne, gdy włoży na Wielkanoc nową spódnicę i buty, zna je dama z mondu, gdy roztoczy dokoła siebie falę inkrustowanych gipiurą irlandzką muślinów na szeleszczącej, jak woda morska fafcie. Znają je dziewczynki małe, toczące koła w alejach parku i całe greenwajowskie w swych motylich empirowych sukienkach, znają je staruszki, gdy wchodzą na bal obwieszone rodzinnemi brylantami z gronostajami na delkotowanych ramionach.
Lecz dziś do owego podniecenia Tuśki dołącza się jeszcze inne uczucie. Śledzi wprawdzie wzrok przechodniów, żebrze w duszy o wyraz zachwytu u przyjezdnych, ale wybiega myślą ponad chabety góralskie, które wyrostek leniwo pogania — tam, gdzie wśród powozów i dorożek dzwoni leciuchno rower i mknie trochę schylona postać cyklisty w jasnej, narzuconej na ramiona kurtce.
Tuśce robi to przyjemność, iż ten zgrabny cyklista do niej niejako należy i stanowi jej straż przyboczną. Śledziła go wzrokiem, gdy zjawiał się nagle dziarski, zwinny, zgrabny, manewrując rowerem z wielką sprawnością. Chwilę przyszedł jej na myśl mąż i uśmiechnęła się z pewną melancholią.
— Chciałabym go widzieć na rowerze! — pomyślała z litością.
W takiem usposobieniu zajęła z Pitą i Porzyckim stolik na werandzie w Kuźnicach. Aż wrzało tam od paplania i szumu. Ciekawe spojrzenia, jak iskierki, migotały
Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/167
Ta strona została uwierzytelniona.