Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

Wyrazów dosłyszeć nie można, ale z tonu widać, że aktor jest w bardzo dobrem usposobieniu i że mówi z zapałem i wielkiem ożywieniem. Kobieta odpowiada mu spokojnie, przyjaźnie. Łatwo Tuśka poznaje w niej Sznapsię.
Tuśka wchodzi do szopy, lecz nie zastaje w niej nikogo. Rada z tego, powraca do domu i wchodzi do swego pokoju trochę uspokojona. Wstyd jej prawie za poprzednie zdenerwowanie. Ta rozmowa daleka, przyjacielska tych dwojga dawnych kochanków nie zawiera w sobie żadnych cech namiętności.
Przyjacielska!...
Tak — lecz jeśli Sznapsia jest w stanie godziny całe mówić z Porzyckim, jeżeli on tak jest ożywiony w tej rozmowie — to znaczy, iż on jest z tych mężczyzn, którzy koniecznie potrzebują wymiany czy to słów, czy myśli z kobietą. — Ona, Tuśka, postanowiła dzisiejszego wieczora być mu »przyjaciółką«, tymczasem ta druga wkracza w to postanowienie. — Tuśka czuje się teraz dotknięta inaczej, choć równie silnie. Przedtem nie umiała zdać sobie sprawy ze swego wzburzenia, teraz — rozumie i wie — podnieca się więc tem silniej, i bardzo jej przykro.
Tak — przykro.
Do bólu przyznać się nie chce.
Przykro jej, że ta czarno odziana, dawna, a tak serdecznie wspominana kochanka weszła pod ten wspólny dach, ten ich dach, gdzie znajdowali się do tej chwili we dwoje razem z Pitą spokojnie i przyjaźnie.
Tak — przykro!
Usiadła znów przy stole i chce pisać dalej, ale nie może, szum powstał w jej głowie, zamęt, trudno jej myśli zebrać. Jedno ma tylko pragnienie, aby Pita nie weszła i nie ujrzała jej tak zdenerwowaną i smutną.
Mija jeszcze pół godziny, w czasie której Tuśka traci miarę czasu. Wreszcie drzwi od pokoju Porzyckiego otwierają się. Szelest sukni.
Krótka rozmowa.
— Bądź zdrów...
— Do widzenia.