Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

przystrojony cały w żółte, ogromne rumianki i paprocie. Ubrał go tak Porzycki olbrzymimi pękami, ubrał, jak na corso kwiatowe, bo i konie mają przy uszach pęki kwiecia, a cała buda zamieniona w jeden gaj, stanowi przecudne tło dla siedzących w tyle powozu kobiet.
Obie są dnia tego en beauté, obie świeże i śliczne. Tuśka zwłaszcza zastanawia urodą swoją. — Rozświetliło się w niej coś, odmłodniała.
Weszła w tę »drugą wiosnę«, która ironicznie zjawia się na pograniczu lata i jesieni kobiecego życia.
Dysze cała różową śliczną barwą. Usta naturalnie zarumienione rozchylają się, jakby piły nie tylko słońce, woń i kryształ powietrza, ale i tę resztę piękna z życia, jaką jeszcze pochwycić mogą.
Ubrana czarno, w owej batystowej sukni, do której dokupić musiała kapelusz i parasolkę, wzbudza niekłamany zachwyt w Porzyckim. Aktor literalnie chłonie ją oczyma. Obok niej Pita, jakby dla kontrastu, cała w bieli, w ogromnym białym kapeluszu, jest wiernem odbiciem matki.
Cały ich powóz z Porzyckim, ubranym sportowo, nadzwyczaj solidnie i elegancko, przedstawia się, wyjątkowo szykownie i zwraca ogólną uwagę.
Tuśka i Pita jadą, jak w alejach Ujazdowskich wyprostowane i pochwał żądne.
Powoli jednak poddają się urokowi przepięknego ranka. Majestat gór maleje, natomiast roztacza się przed niemi nadzwyczaj gigantyczne po prostu rozpanoszenie się roślinnego świata. Cała droga, to jedna aleja ametystowych, topazowych i koralowych kwiatów na podłożu szmaragdowych lub miedzianych mchów i paproci.
Niektóre głazy ociekły jakby krwawą posoką. Wznoszą się, jak ofiarne ołtarze, które ostały się jeszcze w zacienionych świerkowych świątyniach. Krew rubinami w słońcu błyska. Kapłani umknęli, unosząc wybladłe ciało ofiary...
Lecz już pole całe liliowych dzwonków porusza się leciuchno, kołysane wiatrem.
Na Anioł Pański grają cichutko, duchom Tatr na chwałę...