Pita uczepiła się ramienia aktora. Szybko, zręcznie zaczęli zsuwać się na dół.
Tuśka patrzała na nich, jak tonęli w szmaragdach paproci i wynurzali się z nich jasnemi sylwetkami.
Gęśliki grały ciągle swą dziwną, tęskną i zawrotną melodyę.
I wówczas w źrenicach Tuśki zamigotały łzy.
Jakby się ich zawstydziła sama przed sobą, szybko podniosła rękę i rozgniotła je na brzegu powiek.
Nie mniej fakt był faktem.
— Tuśka — płakała.
Gęśliki płakały i wypłakały na oczy tej strojnej czarno ubranej pani dwie nieśmiałe palące, drobne łzy.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— Zostańmy tu na noc!
— Na noc?
— Tak! — przespać się można względnie znośnie. Rano zobaczymy wschód słońca. Dziś nawet nastroju wywołać niepodobna. Za wiele ludzi... A ja chcę, żeby pani pokochała Morskie Oko!
— Ależ!....
— Co? ależ... o co chodzi? Puder pani ma przy sobie, a to grunt. A więc...
Pita nic nie mówi, ale aż cienkie nozdrza jej noska drgają, tak bardzo pragnie nocować przy tem Morskiem Oku...
Tuśka zamyśla się.
Czy może to uczynić? Wszak w tem niema nic złego. Widzi, iż kilka osób przygotowuje się do przenocowania. Nie wie jednak, dlaczego przez umysł jej przesuwa się pani Warchlakowska i jej córeczki, które w całym komplecie z werandy swojej asystowały ich wyjazdowi do Morskiego Oka.
Odsuwa jednak tę myśl, natomiast to drugie nęcące i miłe opanowywa ją całą siłą.