Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

domością, iż owa trzecia, a właśnie najpierwsza, jest już pod jednym z nimi dachem. To był groźniejszy współzawodnik, niż Sznapsia. Tamta była przeszłość, to teraźniejszość.
Gdy wchodziła do swoich izb, eskortowana przez gaździnę, niosącą za nią tobołki, zdawało się jej, że wchodzi do jakiegoś grobu. Przeszła jeszcze przykry targ z woźnicą, który jowialnie i poczciwie punktując swoją mowę »hej!« zdzierał z niej skórę i wreszcie, zamknąwszy drzwi, znalazła się z Pitą sama.
Przedtem jednak rozmowna, a widocznie mająca nagromadzone zapasy wywnętrzania się, gaździna zawiadomiła ją, że pani »naszego pana bandzie spać w jego izbie, a on przylegnie se w komórce, co je porzomna, jakby izba«.
Tuśka przerwała dalszą rozmowę, nie chcąc nic wiedzieć więcej:
— Proszę was... idźcie, głowa mnie boli.
Gdy aszantka wyszła, Tuśka przedewszystkiem usiadła do pisania nowego listu do męża. Był on już trochę różny od tego, który pisała przed wyjazdem do Morskiego Oka. Nie było w nim nienawiści do gór, ani do otoczenia. Była zato wielka doza melancholii i smutku, rozwinięta na tle ich materyalnych stosunków.
— Wiem — pisała — iż dla mnie i dla Pity takie lato, spędzone tutaj w innych, lepszych warunkach, byłoby zbawiennem i postawiłoby nas na nogi, ale czyż możemy o tem marzyć? Bieda na świecie ludziom, którzy muszą się liczyć z każdym groszem! Nawet im chorować nie wolno, bo to za wielki zbytek. Wolę wrócić zaraz i proszę spodziewaj się nas...
Urwała.
Chciała oznaczyć datę — nie mogła.
Coś ją wstrzymało jakby za rękę.
Dodała więc tylko:
— Spodziewaj się nas w tych dniach — i nie dziw się, że jesteśmy mizerniejsze, niż przed wyjazdem. Pomimo wielkiej oszczędności, odmawiałyśmy sobie wielu rzeczy koniecznych tutaj do odzyskania zdrowia. Nic więc dzi