wspólnością życia, uczuć, pojęć i interesów. To czuła Tuśka od razu. Teraz łatwiej pojmowała podobne odcienia. Przypomniała sobie, jak idzie ona obok swego męża, jak oni chodzą wszyscy obok siebie — drewniano — obojętnie — obco...
— On ma słuszność! — pomyślała.
Patrzyła chwilę za nimi, jak szli drogą, i coraz więcej nabierała przekonania, że ci dwoje rozumieją się i nie są dla siebie »mumiami«.
Rzecz dziwna. Ona dla tej kobiety nie czuła tej złości, jaką miała do Sznapsi, lub do innych kobiet z otoczenia Porzyckiego. Może jego słowa o jej wyjątkowej inteligencyi i charakterze odrazu postawiły tę kobietę na takim piedestale, że nizkie uczucie ze strony Tuśki nie mogło się rozwinąć.
Jak było — to mniejsza, dość, że było w tej chwili w Tuśce zgnębienie i rozpłynięcie się w sentymentalizmie nad goryczą losu.
— Dobrze mi tak!...
Dojrzała, iż pani Warchlakowska i cała jej banda śledzi także nieznajomą i Porzyckiego. Cofnęła się od okna w głąb pokoju. Czuła się dziwnie samą i opuszczoną. Zajrzała do drugiej izby i tam dostrzegła Pitę, która, umywszy się, przebrawszy, siedziała przy stole i oczekując na podwieczorek, przeglądała po raz setny »Historyę o Kasi i królewiczu«.
Tuśka byłaby chętnie podeszła do dziecka i zbliżyła się do niej w jakiemś cieple moralnem. Ale po prostu nie wiedziała, jak się wziąć do tego.
— Mumia!... — myślała, patrząc na nieruchomy profil córki — rzeczywiście mumia!
Umyła się, uczesała, przebrała w szlafrok, starając się zająć mechanicznie, aby nie dozwolić rozigrać się nerwom. Wyciągnęła kufer i zaczęła w nim układać bieliznę. W ten sposób chciała zamanifestować postanowienie wyjazdu.
Pita spojrzała na to z pod oka, ale nie zapytała o nic, ani nie poruszyła się z miejsca.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/225
Ta strona została uwierzytelniona.