Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/228

Ta strona została uwierzytelniona.

I ta twarz młoda, świeża, dysząca siłą i żywiołową mocą, jak róża wykwitła w ciemni dokonanych istnień.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Cego fcom? na poctę?...
Z rąk Tuśki gaździna bierze list do męża.
— Wnetki się Józiek zbudzom — to puńdzie.
A widząc, że Tuśka stoi, przeczuwa w niej gościa.
— Niech se przysiądom.
Machinalnie Tuśka osuwa się na trójnożny koło komina stołek.
— A cóż to? wasz mąż chory, że śpi?
Oczy gaździny zaświeciły w cieniu. Miłośnie ogarnęła śpiącą postać kalinną, różaną...
— Niek śpi — wódczysko z niego wyparuje.
Pijany?
— Dałam mu sama wódki, żeby po wirchach nie latał...
Tuśkę przeszedł mróz.
W tej cichej chacie, ta stara kobieta w przystępie zazdrości dokonywała powolnej zbrodni. Rozpajała tego halnego orła, aby zmożony trującem oszołomieniem, nie rwał się na wirchy, gdzie ona iść z nim nie mogła.
— Napije się, rozbierze go bardzo niewiele, prześpi się i mam spokój!
Ciężki, duszący oddech śpiącego mącił ciszę ciemnej chaty.
— Ależ kobieto... pomyślcie... robicie źle, przyuczacie go do pijaństwa.
— Hale!... wole niek będzie pijok, niz co jensego. Na wódcysko mnie zawsze będzie stać... niek pije.
Wpiła w niego oczy ogromne, płomienne, fatalne.
— Niek pije!
Na ziemi, jak skrzydła odarte, leżała przy łóżku, Józkowa biała guńka, a na niej rzucona ciupaga, ta sama, która wybiła tyle »stupeni« w skale, aby jego lotne stopy mogły go nieść wyżej! wyżej!...
Światem rozpylonego słońca, na szczytach przepotęż-