Od chwili poznania matki Porzyckiego — Tuśka weszła w jakąś inną życiową atmosferę.
Od pierwszej chwili pociągnięta ku Porzyckiemu ogromną sympatyą, rzuciła się prawie bez miary w tę nową, a tak dla niej pociągającą znajomość.
Porzycka przyjechała do syna zaledwie na dni kilka.
Nie chciała go krępować, mówiła z uśmiechem, to jego wakacye, dość się napracował w sezonie, należy mu się wytchnienie.
Siedzą teraz wszyscy na werandzie, na której piją herbatę.
Porzycki usiadł na schodach, tuż przy swej matce. Obiera jej pomarańczę. Podaje, usługuje. Przywiózł jej ulubionych ciastek, bomb czekoladowych, sam od gaździny wyprosił garnuszek dobrej śmietanki.
Całuje ją co chwila w rękę i często mówi jej:
— Ty, moja droga staruszko!...
A ona w odpowiedzi:
— Ty, mój drogi malcze!...
Pita z ironicznym uśmiechem śledzi te objawy czułości. Wydają się jej jakby niewłaściwe i nie dość dystyngowane. Zwłaszcza nazywanie rosłego, ogromnego Porzyckiego »malcem« wywołuje w niej zdziwienie. Wogóle — taki sposób obejścia dzieci i rodziców widzi Pita po raz pierwszy w życiu. Sama nie wie, co ma o tem sądzić.
Porzyccy opowiadają teraz, że w Krakowie mieszkają razem i że jest im z sobą bardzo dobrze. Skoro Porzycki dostanie gdzieindziej engagement, matka za nim pojedzie.
— Musi! — wyrokuje Porzycki. — Co jabym bez mamy zrobił? Zmarniałbym — co?
Oczyma pełnemi wielkiego przywiązania, spogląda Porzycka na twarz syna.
— Co jabym bez ciebie robiła? — mówi z uśmiechem.
Tuśka już teraz wie dużo, dużo.
Z kilku zdań Porzyckiej dowiedziała się, że ten lekkoduch, wartogłów — aktor — oddaje matce co pierwszego i piętnastego całą swoją gażę. Ona to mu wydziela
Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/233
Ta strona została uwierzytelniona.