Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/268

Ta strona została uwierzytelniona.

lepszą aktorkę. To jedyna szkoła dramatyczna. Zresztą spróbujmy.
Na Tuśkę biją ognie.
— Grać? publicznie? za pieniądze? Ogromna odpowiedzialność. Z drugiej strony wybucha w niej z ogromną siłą próżność kobiety, która lata całe hodowała fikusy, rodziła dzieci, liczyła grosze i nie była nigdy podziwiana przez tłumy, a przyszła na świat z szalonem tego podziwu pragnieniem!
Próbuje zaoponować.
— To niemożliwe! Ja nie mam tualety.
— Sprawi się. Zresztą wybierzemy coś łatwego, bez stroju...
Uszczęśliwiony, ożywiony, biegnie do swojej izby i po chwili wraca, niosąc nieduży zeszycik.
— Ja zawsze mam coś takiego na dwie, trzy osoby pod ręką. — Oto dobry flircik na dwoje: Post-scriptum.
Tuśka bierze w rękę zeszycik.
Post-scriptum?
— Tak. Bardzo łatwe. Będzie pani przeważnie siedziała przy kominku. To pani ułatwi grę. Ja pani zaraz rolę napiszę. Wieczorem zrobimy czytaną próbę...
Rozporządza się, rad i pewien siebie. Otwiera skrypt — czyta niektóre zdania, intonacye.
— I to nawet będzie lepiej, że grać będę z panią, że nie ze Sznapsią — mówi. — To doda szyku! Cóż! aktorka? Każdy ją widział sto razy. Pani prawie nikt nie zna... A potem — zabawi się pani wspaniale.
Tuśka czuje, że będzie to rzeczywiście zabawa »wspaniała« i uśmiecha się na tę myśl.
Lecz nie wie, dlaczego równocześnie uparcie, jak muchy brzęczą jej słowa »buty, jedna szklanka, nie jem kolacyi, stróż nastawia samowar, wietrzę materace...«
Poco ta plątanina rzeczy z mężowskiego listu? A potem ta Pita nieufna, milcząca, wpatrzona w swój rysunek!
Gdyby choć ona zaaprobowała pomysł Porzyckiego — Tuśka czułaby się choć w połowie uspokojoną. Zdawałoby