Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/275

Ta strona została uwierzytelniona.

Idzie i nie wie, nie chce już wiedzieć, dokąd właściwie zajdzie.
Nawet uparta melancholia Pity nie zdoła ich wytrącić z tej drogi, po której iść im tak przyjemnie. Dziewczynka, założona przez Porzyckiego masą farb, palet, wzorków, tektur, wiszorków, kredek, tonie w swej rysunkowej pracy i milczeniu. Całe wieczory spędza pochylona nad rajzbrecikiem. Nie miesza się do rozmowy.
Nie patrzy nawet na matkę i na Porzyckiego. Czasem tylko, gdy oni nie widzą, obrzuci ich promieniem swego spojrzenia i cofa się w głąb siebie, coraz więcej smutna i nieufniejsza.
Tymczasem na maszynce spirytusowej, którą Porzycki przyniósł ze swego pokoju, gotuje się herbata, na tekturowej tacce wdzięczą się różowymi i czokoladowymi brzuszkami ciastka pana Płonki, srebrzą pudełka sardynek i homarów, jak topaz mieni się koniak i lubiony przez Porzyckiego Vöslauer Goldeck. W piecu pali się raźno wysuszone przez dzieci za wskazówkami aktora drzewo, pachnie jodłami i białą różą, przecudne, pełne maki, jak rozstrzępione motyle, czerwienią się w półcieniu.
Tuśka i Porzycki mówią dużo, mówią, rozpowiadają sobie siebie samych na wyścigi, jedno przez drugie, jakby się śpieszyli, by stanąć u mety. On — szczerością swoją pobija ją, bo mówi jej wszystko i odsłania się takim, jakim jest w istocie ze swemi wadami, brakami, ze swem złem i tem, co jest złego w jego dobrem. Tymczasem ona, jak zwykle kobieta w takich razach, pozuje jeszcze, pozuje ciągle, ale już ogromnie umiejętnie, nie kłamie tak jak z Warchlakowską, lecz wybiera to, co ma powiedzieć, a to co ma zataić. Nie wie bowiem, iż mężczyźnie jest najczęściej wszystko jedno, jaką kobieta była, a nawet jest. Chodzi mu głównie o to, jaką będzie — zwłaszcza w tego rodzaju stosunkach, jak jej do Porzyckiego. Jeżeli ci ludzie rozpowiadają przed sobą siebie samych, to czynią to tylko z potrzeby mówienia o sobie przed słuchaczem chętnym, ale nie z konieczności wyświetlenia swego charakteru.