W oddali, w willi, przeciążonej zdobnictwem i figlikami, drży nocna lampka.
Przez strugi deszczowe na świat drży taka lampka i coś jakby nierówne, spracowane tchnienie nią kołysze.
Chwilami zdaje się, że zgaśnie...
Ulewa szumi, jak potok spieniony, i takie zimno! taki straszny ziąb!
Lampka przecież trwa, drobna, maluchna, słaba — ale trwa.
I kaszel straszny przez szpary złotych belek w nużącą wilgoć się wciska.
I widać niespokojny cień.
Do okna podchodzi, ulewy nadsłuchuje, ręce prawie składa... ku bielejącym w kącie izby poduszkom się zwraca.
Tam — żali się coś bardzo nędznego, coś bardzo tragicznego — i stamtąd płynie ten dech ciężki, który lampę podsyca.
Długa, straszna, deszczowa, zakopiańska noc. Strugi deszczu po szybach.
Strugi łez po szybach zbolałych oczu...
Świst wichru od hal...
Świst straszny płuc, w których strzępy się kołaczą!...
A potem nad ranem, gdy jeszcze ciemno, nagle lampka równo, prosto palić się zaczyna.
Żaden dech nie wieje — raz jeden gwałtownie zakołysze płomieniem — i nagle spokój zupełny...
Wówczas od szyby odrywa się cień, który błagał o trochę ulgi, cień ten ku tej wielkiej ciszy się zwraca, chwieje się i pada nagle na klęczki, tak, jak się pada przed katafalkiem, lub wtedy, gdy trumnę do grobu spuszczają.
W świetle lampki zaostrza się jakiś nieruchomy profil, najczęściej bardzo młody, na tle białych poduszek i schnie srebrna brózda ostatniej łzy, która życie żegna.
O nocy deszczowa! Zakopiańska deszczowa nocy... masz w sobie czarność całunu, a srebro twych strug zabójczych haftuje na nim straszne:
— De profundis...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |