Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/301

Ta strona została uwierzytelniona.

z zaświatów. Coś niezwykłego skrzydełkami rozpięło się w ciszy.
Melancholią powleczone oczy aktorki oblewają Pitę smutnem spojrzeniem. W ślad za niem idą i oczy Porzyckiego. Chwilę ci oboje są nieruchomi i cisi.
Tuśka czuje, że tu coś więcej marą wspomnień zadrgało, niż zwykłe aktorskie pożycie dwojga ludzi.
Kto była Ama?
Jakby w odpowiedzi na silne i gorące pytanie, sformułowane w myśli Tuśki, Markowska odwraca się ku niej i mówi:
— Ama, to była moja córka.
Tuśka nie pyta się o nic więcej. Nie chce już nic wiedzieć. Po co? Ta Ama prawdopodobnie to ich dziecko.
I to jest najstraszniejsze!
Coś bardzo silnego, coś bardzo tragicznego padło nagle pomiędzy nich wszystkich. Wspomnienie drobnej, małej dziewczynki, ot! — takiej, jak Pita. Teraz Tuśka rozumie, dlaczego Porzycki z taką lubością patrzył na jej córkę, dlaczego obrzucał ją gencyanami, dlaczego opiekował się nią od pierwszej chwili.
Więc widział w niej Amę!...
Markowska powiedziała — »To była moja córka«. Była — a więc nie jest. — Nie jest... znaczy umarła. — Węzeł prysł w chwili skonu dziecka. — Ale czy prysł? Czy mogiła mała na Powązkach, na której klęczą ubogie gipsowe aniołki, lub w trawie tulą się pokorne baranki, to nie silniejszy węzeł, niż żyjące, rozkrzyczane i rozwichrzone dziecko?...
Wypili herbatę, zaczęła się próba. Powoli na twarze Porzyckiego i Markowskiej powróciła znów ta aktorska insousciance, na którą niema nazwy w naszej mowie. Zaczęli znów żyć i dyszeć chwilą obecną. Próba poszła gładko, rzeczywiście Markowska doprowadziła wszystko do ładu. Tuśka chętnie poddawała się radom, bo aktorka umiała trafić do przekonania amatorki.
— Wszystko będzie dobrze — mówiła, ubierając