bowej aryi włoskiej, śpiewanej przez amatorkę, pełną dobrych chęci.
Sznapsia, ująwszy w pół Tuśkę, wyprowadziła ją z garderoby.
— Chodźmy! — wyrzekła — za chwilę tu będzie za ciasno i za wesoło.
Szeregiem ciemnych zaułków wydostały się obie na korytarz hotelowy. Weszła do numeru zajmowanego przez Sznapsię, która wyprowadziła się z Jaszczurówki z powodu zbyt wielkiej »od miasta« odległości. — Świece paliły się w lichtarzach, suknia balowa Tuśki leżała przygotowana na krzesłach.
— Tak... niech się pani rozcharakteryzuje coldcreamem. Tu ma pani puder, róż, wodę kolońską, żelazka, szpilki...
Uprzejmie nadzwyczaj czyniła honory swego gniazdka tymczasowego, w którem było piętno jej samej. Porozrzucane kwadraty haftowane z szarej gipiury przetykanej złotem, pęki kwiatów w wazonach huculskich, śliczna i wonna pościel, wykoronkowana i lila atłasem błyszcząca, srebrne przybory na gotowalni, dużo kasetek pluszowych, saszetek, pudełek i książek, a nadewszystko ten zapach róży, zmieszanej z Trèfle incarnat, który zdawał się przepajać wszystko, czynił z tego numeru hotelowego jakieś odrębne, posiadające własne cechy gniazdo.
Tuśka rozglądała się dokoła i podobać jej się zaczynało ogromnie to cygańskie urządzenie.
Zbliżyła się do biurka i patrzyła na porozstawiane fotografie. Natychmiast doznała ściśnienia serca. Kilka fotografii Porzyckiego w kostyumach i zwyczajnem ubraniu, w dużych formatach, porozstawiane były w ramkach i pozatykane za pluszowe wstążki parawanika, ustawionego na biurku.
Na niektórych czerniły się ukośne napisy, lecz Tuśka odrazu przeczytać ich nie mogła.
Sznapsia uprzejmie zbliżyła się ze świecą w lichtarzu.
— To — moja Ama! — wyrzekła, wskazując dużą
Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/312
Ta strona została uwierzytelniona.