doznaje zdumienia. Wygląda, jak maska, a potem ten dziwny wyraz oczu i wogóle twarzy. Tuśka zmieniona! Taka nie ona — taka ciągle teraz wylękniona, wyczekująca. Ściera z twarzy farby, czyni to machinalnie, powoli. Ostatnie słowa Sznapsi przywodzą jej na pamięć ową noc fatalną, wśród wichru i deszczu, gdy Pita leżała z gardłem obolałem, we śnie gorączkowym. Na co umarła Ama? Może na dyfteryę? Może tak samo zaczynała się jej choroba...
Wogóle, jak to przyszło prędko to wszystko, jak ona w parę tygodni popadła w zupełnie obce środowisko i stała się kim innym. Gra na scenie, siedzi w pokoju aktorki, kocha się w aktorze...
Szum dokoła niej, lęk, groza.
Jakże daleko Warecka ulica! jak daleko!
Znów orkiestra.
Tuśka spogląda na przybory tualetowe Sznapsi i widzi dopiero, ile wspólnego ma taka kobieta z mondu z aktorką. Te same żelazka, pudry, kremy, wody, pachnidła. A przecież jest jakaś różnica. U niej te fałsze kryją się jakoś nieśmiało — tu już rozłożone butnie zabierają poczesne miejsce na pierwszym planie.
— I wszystko tak!... — myśli Tuśka, patrząc na porozstawiane fotografie — ja nie śmiałabym postawić fotografii Porzyckiego, a ona nie waha się, wszędzie jest go pełno. Czy one, czy ja mam szłuszność?... Oto pytanie.
I jeszcze jedna myśl zaczyna ją gryźć w przerażający sposób:
— Czy ona go jeszcze kocha?
Wzrok jej pada nagle na strzępy wstążki, na kawałeczki frendzli złotej, zwinięte i rzucone w koszyczek na tualetce.
Wstążka jest tego samego koloru i gatunku, jak wstążka przy wieńcu, który »wielbiciele« ofiarowali przed chwilą Porzyckiemu.
A więc ten wieniec był od Sznapsi...
Chciała mu sprawić przyjemność, zadowolić jego miłość własną... Pamiętała o takiej drobnostce i uczyniła to
Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/316
Ta strona została uwierzytelniona.