— A przytem umie się pani ruszać, mówić w salonie. Nie tak, jak nasze panie...
— Czy ma pani zamiar poświęcić się scenie?
Tuśka śmiać się zaczyna.
— Ależ nie, nie!...
Kilka dni temu to samo pytanie obraziło ją nie na żarty.
Dziś — śmieje się.
Postępuje olbrzymim krokiem. Czuje się już nawet swobodną i zupełnie spokojną w towarzystwie teatralnem. Nabiera tych samych pogardliwych spojrzeń i wielkiej nonszalancyi, jaka ich cechuje. Nie razi ją nawet sposób zachowania się Porzyckiego, który wyraźnie ją kompromituje, popisując się z władzą, jaką ma nad nią.
— Pani nie tańczy? — pyta jeden z aktorów.
Tuśka nie wie, co odpowiedzieć.
— Pani będzie teraz tańczyła... — wyrokuje Porzycki.
Wstaje, skłania się przed nią, bierze ją w pół i bardzo elegancko walcować z nią zaczyna.
Tuśka rzeczywiście ładnie tańczy; on kreśli nogami pas, jak baletnik. Ta czarno ubrana, śliczna blondynka, która odmawiała wszystkim, a teraz wypłynęła w objęciach swego scenicznego partnera, robi na sali sensacyę. Pary przestają się kręcić, z lóż lornetują, szepty, śmiechy, domysły powstają...
Tuśce zdaje się, iż tańczy po rozpalonych kwiatach, i błogo jej i czegoś wstyd. Sama nie wie, co się z nią dzieje. Chwilami zdaie się jej, że jej skrzydła urosły i te unoszą ją w okrąg, to znów sępy opadły i ku ziemi tłoczą. Wreszcie Porzycki, który dobrze zauważył ów efekt, doprowadza ją zręcznie do miejsca i sadza obok Pity.
— Teraz... wolno pani tańczyć! — mówi z uśmiechem dobrego księcia.
Już ku Tuśce biegną rozmaite »ostrzyżone na lato« głowy i brody, szpiczasto przycięte. Kilka mundurów studenckich, okrywających rozrosłe barki, także się kręci. Za chwilę Tuśka porwana tańczy ciągle, tańczy bezustannie
Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/322
Ta strona została uwierzytelniona.