Tego samego dnia przyszła do Żebrowskich Sznapsia.
— Mówił mi Porzyk, że pani jest niezdrowa — wyrzekła na wstępie, jakby usprawiedliwiając się.
Tuśka była sama. Żebrowski powlókł z sobą Pitę, która poszła skrzywiona i niechętna za ojcem.
Porzycki pojechał na rowerze zaraz po obiedzie. Tuśka leżała na łóżku zdenerwowana i udręczona. Widząc wchodzącą aktorkę, zerwała się radośnie. Było to coś, przypominającego dawne, dobre czasy. Aktorzy bowiem, dowiedziawszy się, że »mąż przyjechał«, usuwali się dyskretnie i nie zaglądali do Obidowskiej chałupy.
— Chora pani? — pytała Sznapsia, uradowana z serdecznego przyjęcia.
— Tak...
— Rzeczywiście blada pani i mizerna.
Tuśkę zaczęły łzy dławić. Pierwszy raz od tych dni fatalnych zwrócił się do niej ktoś ze szczerem kobiecem zainteresowaniem. Łzy napłynęły jej do oczu, broda drżeć zaczęła. Usiadła znów na łóżku i nie mogła przemówić ani słowa.
Sznapsia usiadła obok niej i objęła ją w pół siostrzanym, miłym ruchem.
— Co pani?... Widocznie ma pani jakieś zmartwienie.
— Nie... nie...
— Ale tak. Mnie pani nie oszuka. Kto tak, jak ja, tyle w życiu płakał, odrazu wyczuje zmartwienie innych.
Nastaje chwila milczenia.
Obie kobiety, siedzące przy sobie, tworzą prześliczny obrazek na złotych belkach ściany. Obie ubrane czarno, z masą włosów rozwianych dokoła twarzy, z przezroczystemi karczkami sukien, przez które przeziera różowe u Tuśki, blade u Sznapsi — ciało.
Słońce złotymi liśćmi ściele im się pod stopy, obute w jednakowe szare buciki. Zdają się być siostrami, tylko pobladła twarz Tuśki ma w sobie wyraz zbuntowanej rozpaczy, a pobladła twarz Sznapsi nosi na sobie jakby piętno wielkiej, zrezygnowanej melancholii.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/370
Ta strona została uwierzytelniona.