Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/376

Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzał na nią uważnie. Blada była, usta miała spalone. Przestraszył się, miał ochotę odmówić, ale lękał się jakiej sceny z jej strony.
— Zaraz przyjdę — wyrzekł i drzwi zamknął.
Tuśka powróciła do siebie i pozamykała okna. Nie była pewną swych nerwów, lękała się, czy przy tej stanowczej rozmowie nie wybuchnie z niej ten spazmatyczny krzyk, który ją dławi tak strasznie i nie przedostanie się na zewnątrz tych izb, w których snuje się tak strasznie tragedya jej serca.
Zamknąwszy okna, Tuśka usiadła przy stole, jak martwa, ze wzrokiem wlepionym we drzwi, jakby przez nie wejść miało jej przeznaczenie.
Ciche kroki w sieni, pociśnięcie klamki i oto przed nią stoi ten człowiek, tak dla niej obcy, a tak jej blizki. W tej chwili nie wie jednak, co właściwie przeważa, czy ta obcość jego, która ją wtrąca w podziw nad tem, co się dziać będzie, czy ta jego blizkość, którą ona czuje w każdym swym nerwie, w każdym oddechu, w każdej mgławicowej chwili istnienia.
On patrzy na nią z jakimś przestrachem.
Nigdy nie widział kobiety tak bladej i tak zdeterminowanej. Czuje od niej bijącą siłę rozpaczliwą i przeszywa go dreszcz. Nie wie sam, dokąd dojdą.
Chwilę milczą oboje, oddychając tak lekko, jakby lękali się dać sobie wzajemnie znać, że żyją i że w tem życiu potrącą się wzajemnie duchowo z taką siłą, iż jęczeć będą i drżeć ciężko w umęczeniu i może iść będą dalej całą Kalwaryą, skuci, spętani losem i musem przeogromnym rozigranych nerwów i połączeń serdecznych.
Dzień chmurny, szary, beznadziejny owija ich szarością swoją. O szyby bije lekko wiatr i drży, i płacze, a smereki szumią pogrzebnie, szumią cmentarnie.
Wreszcie kobieta pierwsza przerywa milczenie. Głos jej jest zmieniony. Pogłębił się. Drży, jak harfa, rozpięta pod rękami zbuntowanego anioła.
— Co z nami będzie? — pyta prosto i oczy jej, te