Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/378

Ta strona została uwierzytelniona.

płakać? Toć sytuacya nie do zniesienia między... nim — pomiędzy tobą. Sam mnie oduczałeś kłamstw, braku szczerości, a w tej chwili ciągle muszę kłamać, kłamać. Przecież to straszne. I tak ma być całe życie... całe dalsze życie — przecież to niemożliwe! Ja będę cię kochała całe życie i całe życie będę kłamała?... Ja tego nie chcę, nie chcę!...
Spazmatyczny krzyk prawie wydarł się z jej gardła.
— Cicho!... uspokój się! błagam cię! — szeptał Porzycki.
— Nie mogę! nie mogę! dławię się, dręczę dniami i nocami. Nie mogę patrzeć na was obu razem, nie mogę znieść jego obecności...
Wyciągnęła ręce na stole, głową biła o kant, łzy jej gradem po twarzy płynęły, była straszna i tragiczna w tej rozpaczy swojej.
Porzycki zerwał się i zaczął chodzić po pokoju, trąc nerwowo czoło.
Ta »sezonowa miłość« przybierała fatalne barwy. To już zakrawało na coś bardzo głębokiego, nie na zwykłą zakopiańską miłostkę. Ani na chwilę jednak nie postała w umyśle Porzyckiego chęć wycofania się z tej afery. Akrobatą nigdy nie był, zdawał się na los, który mu sprzyjał. Przytem czuł prawdziwy sentyment do Tuśki, a właśnie to, iż miłość ich nie wymówiła jeszcze ostatniego słowa, czyniła mu tę kobietę droższą i bardziej pożądania godną.
Przytem miał do niej przywiązanie, jakie ma mistrz dla swojego dzieła. Poznał ją nieszczerą, obłudną, skrytą lalką, a teraz sama przecież przyznaje, iż rozbudził w niej poczucie szczerości, uczucia i natchnął wstrętem do maski, z jaką dawniej chodziła.
Żadna z kobiet nie dała mu takiej wysokiej moralnej satysfakcyi. Był jej za to tak wdzięczny, jak był jej wdzięczny za tę miłość, do której się tak przyznawała otwarcie.
Z tem wszystkiem jednak nie widział wyjścia z tej całej sytuacyi. Lękał się pocieszać Tuśkę tem, że mąż jej