Instynkt ostrzegał ją również, aby zrzuciła podejrzenie niewdzięczności, jakie na nią paść mogło.
— Dałam mu najpiękniejsze lata mego życia — zaczęła znowu — zmartwiałam przy nim, zapomniałam, że i ja mam prawo do czegoś na świecie. Egoizm jego rozpostarł się, jak nietoperz!... Wszystko ściągał ku sobie!... Ja byłam niczem!... Moralnie i materyalnie wieczna udręka. A potem to najgorsze... to prawo, jakie mu nadaje tytuł męża. Ja chyba zasługuję na coś innego.
Wyprostowała się dumnie, bardzo ładna rzeczywiście w podnieceniu swojem. Z fałdów białego szlafroka wysuwał się jej śliczny, różowy kark, ozłocony linią włosów.
Bogactwo jej pełnego ciała przebijało się przez lekką, białą tkaninę, przeświecając gdzieniegdzie blado różowymi tonami. Porzyckiemu mimowoli przyszła na myśl kościana figurka męża.
— Zasługuję na co innego!
Tak, bezwątpienia, fizycznie rzecz biorąc, ci ludzie byli więcej, niż niedobrani. Dlaczego to śliczne i ogólne podziwienie budzące ciało kobiety miało być wydane na pastwę temu brzydkiemu, zeschłemu człowiekowi?
— I ciągłe niezrozumienie moich pragnień, moich dążeń... co powiem — wydrwione, wyszydzone. Często tak przykre słowa...
— ?...
— Tak, tak! Nie wszystko złoto, co się świeci.
— Dawniej wszakże mówiła pani, że między wami panuje głównie wykwintna grzeczność, mróz, ale grzeczność przedewszystkiem...
Lecz nic nie mogło wytrącić Tuśki z jej egzaltacyi.
— Dawniej tak mówiłam — odparła gorączkowo — ale dziś poznałam pana lepiej. Jestem szczerą, nie kryję nic, mówię całą prawdę.
I jakby nagle wyczerpana dorzuciła:
— Zresztą, jak jest, to już mniejsza. To jedno wiem, że rozstanę się z nim!
Porzycki czuł, iż nie powinien ani namawiać jej, ani odradzać. Kobieta była egzaltowana do najwyższego sto-
Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/381
Ta strona została uwierzytelniona.