wzruszenia udzieliło się Porzyckiemu. Spojrzał na nią i odnalazł ją całą taką, jaką była przed laty, gdy tak wracali razem do tej Jaszczurówki, spędzając w Zakopanem letnie ferye pierwszego roku wspólnego w Krakowie engagement.
— Dlaczego ci tak o to chodzi? — zapytał, zniżając głos mimo woli, choć nikogo poza nimi, ani przed nimi nie było. — Czy chodzi ci o Żebrowską?
— Ach! nie... Cóż mi do niej? Jakkolwiek taka kobieta ze świata, która żyła już w prawem małżeństwie, będzie się czuła zawsze nieszczęśliwą w takiem...
— Dzikiem, naszem...
— Właśnie. Ale ona wie, co robi. Jest już niemłodą. Lecz ty! ty!... Właśnie teraz, gdy powinieneś bardzo się przygotować i obliczyć z siłami! Scena lwowska jest wymagająca — intrygować będą przeciw tobie... Ja cię poprę, ale to nic. Ty sam! sam musisz wszystko, a ty się teraz właśnie chcesz obarczyć całą jakąś domową tragedyą...
Porzycki zaczął się uśmiechać. Winszował sobie w duszy, iż postanowił ową rzecz »uczciwą« i że właśnie ta »uczciwa rzecz« tylko na dobre się dla niego odwróci.
— No... no... uspokój się; tak źle nie będzie.
— Ja... tylko ze względu na ciebie.
— Wiem. Ty byłaś zawsze dla mnie dobra. Dbałaś o mnie.
Całe to pożycie, nacechowane ogromną abnegacyą z jej strony, tą dbałością kobiety przywiązanej, stawiającej na pierwszym planie dobro ukochanego i podporządkowującej siebie jego woli, coraz silniej zarysowywało się między nimi i powstawało z oparów przeszłości. Widział ją, dzielącą jego dolę i niedolę, nie śpiącą w nocy, aby dopomagać mu do uczenia się roli, czuwającą za kulisami, aby w czas podano mu rekwizyty, biorącą dymisyę w chwili jego poróżnienia się z dyrekcyą, zastawiającą swe sukienki, aby on mógł mieć codziennie na partyę bilardu i piwo w knajpie po przedstawieniu. A potem ciąża, tak długo tajona, »aby mu nie sprawić przykrości« i to przyznanie się nieśmiałe, pokorne, z dodaniem pośpiesznem: »Ja będę
Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/441
Ta strona została uwierzytelniona.