chłop i może mieć jense życie, a nie takie płone i rozszedł się z kupy, a za mnie się wydał.
I zwróciwszy się do pieca, znów kafle obcierać zaczęła.
Tuśka starała się odzyskać równowagę.
— Proszę was, moja gaździno, chodźcie ze mną do sieni.
Wyszły obie i cofnęły się w kąt, tonąc stopami w wiórach jeszcze mokrych od błota kierpców Hanki i Józka.
— Moja gospodyni — zaczęła Tuśka, mrużąc oczy i przybierając ten sam ton, jaki przybrała w Krakowie, wydając hotelowej pokojówce rozkaz banicji »kiciusia« i jej uwodziciela — ja sobie nie życzę, aby coś takiego działo się pod moim progiem.
Wikta spojrzała na nią zdziwiona.
— Co sobie nie życom? — spytała — tych wiórów? Mało pomału ich wyzeniem do pola.
— To nie o wióry chodzi, ale wasz mąż całował się z tą dziewczyną tutaj w sieni... Przepraszam was, że wam tem robię przykrość, ale musiałam to wam powiedzieć...
Bała się spojrzeć w żółtą twarz gaździny, bo przypuszczała, iż odbić się na niej musiało straszne wzruszenie i ból, jaki przejął serce tej starej kobiety na wieść, iż tuż pod bokiem jej zagnieździła się zdrada.
Tymczasem gaździna nie ruszyła się z miejsca.
— On jest w swojem prawie! — wyrzekła wreszcie z jakąś uroczystą powagą.
Tuśka aż drgnęła.
— Jakto? przecież to wasz mąż!
— Ale ona beła u niego pirsa... On jest w prawie!...
Mąt ogarnia umysł Tuśki.
Czuje, że jest wobec czegoś, co sprzeciwia się najzupełniej układom społecznym, lecz równocześnie jest czemś potężnem i wielkiem w bezgranicznem pojmowaniu istoty życia.
— Bo wicie, co wam jesce powiem — mówi znów wolno gaździna — u nich jeszcze jest i mały chłopiec.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.