Rozkłada szeroko rękoma.
— To je tak.
I powoli, spokojnie, wyniośle, lecz mimo to jakby na ramionach dźwigała dobrowolnie krzyż, wychodzi z sieni na ulicę.
Tuśka patrzy za nią, jak idzie tak rosła, chuda, niby wyciosana siekierą, straszna i dziwna, z głową pochyloną, oblepioną kosmykami czarnych włosów, które łączą się z futrem serdaka.
Idzie powoli, przechodzi kładkę. Dokoła jej chudych bioder kołysze się wyżarta słońcem kolorowa spódnica. Bose nogi wbijają się z siłą w cienką deskę kładki. Ręce wtuliła pod serdak.
Ostro odcina się czarna i twarda na tle żółtawego światła, które włóczy się prawie przy ziemi, jakby z niej wysnuwało się ku ciemniejącemu powoli niebu.
I ma w sobie ta prosta kobieta ogromną filozofię brania życia według warstw, w jakie się układa. Logika jej jest tak silnie ustawiona i pewna, jak jej chód, nigdy nie chwiejny i zawsze z całą wolą skierowany. Ona tylko zna jedno prawo własności; i tak, jak może wynająć swoją izbę i »pikny« piec, i »pikne firanki«, tak samo może na pewien czas odstąpić swego »piknego męża«. Wszak pomimo to, ona jest zawsze właścicielką sadyby, pieca, kanapy i Józka.
Tego prawa nikt jej nie odejmie i nie zaprzeczy. Ani ci »goście«, wynajmujący na sezon jej sadybę, ani ta Hanuśka, do której serdaka tak przylepła miłośnie ręka Józka.
Wikta niosła w sobie wyrobioną silnie, prawdziwą może i jedyną mądrość życiową. Nie walczyła przeciw samej sobie i poddawała się prawom, które jej instynkt do jej indywidualności przystosował. Nie wmawiała w siebie bólu, który, według przyjętych obyczajów i zasad, musiała czuć każda kobieta w jej położeniu.
To nie było jej własną tragedyą, to był szablon tragiczności, ułożonej do użytku całej bandy ludzi.
Ona była jednak tak silna, że nie potrzebowała się-
Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.