gać do owego szablonu, aby uczuć się wrażliwą w bolesny, czy kojący sposób.
Szła twarda, kańciasta, ostra, dźwigając na swych ramionach jakąś potęgę, która z niej tworzyła odrębną, specyalnie czującą istotę.
I przeszedłszy drogę, zniknęła pnącą się ścieżynką wśród dużych złomów skalnych, po których rwał się bystro z grzechotem dziwnym górski potok.
Sala teatralna napełniała się powoli.
Tu i owdzie widać jednak było duże szczerby i puste krzesła świeciły białością dobrze sheblowanego drzewa.
Szczególnie dotyczyło to miejsc droższych. Kilka zaledwie pierwszorzędnych krzeseł zajęła publiczność dość strojna, ale jakaś cicha i jakby niezadowolona.
Cała doza krytycyzmu quand même, charakteryzująca widzów teatralnych, spływała ze stropu czystej salki, utrzymanej forsownie w »stylu«, lecz oświetlonej skąpo i trochę smutnej.
Od cukierni dolatywał gwar głosów i szczęk porcelany. Publiczność nie śpieszyła się z wejściem, siedziała przy stolikach, lub stała w przejściach!
Wyprostowane, wystrojone jak lalki w białych, szewiotowych sukniach, przemknęły do swych miejsc Tuśka i Pita. Ubrane bardzo starannie, uczesane z całą sumienną elegancyą, zrobiły doskonałe wrażenie.
Oglądano się za niemi. One obie prostowały się, przyjemnie podniecone temi spojrzeniami, które za niemi pobiegły. Tuśkę jednak ukłóła ta myśl, iż to są najlepsze ich suknie.
— Opatrzą się — pomyślała zmartwiona.
Był to jej beau jour, i rzeczywiście wyglądała bardzo ładnie.