Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

Czuła się tylko nieprzyjemnie zmieszaną, jakkolwiek z ciekawością śledziła krygi górala.
Przywołanie kelnera ostudziło trochę zapały pięknego Wojtka. Czuł, że poczęstunek się kończy i »panie książęciu« jest jakby obrażony. Przytem to wyrażenie: »małpować Sabałę« — dotknęło ambicyę w portecki wysywane i gunię niepłoną przystrojonej chytrej lalki — zapragnął rewanżu i zabrał się do niego z wielkim sprytem.
— Gniwocie się, panie ksiązęciu? — zapytał, zbliżając się do księcia — piknie ik pseprasam. Byłek zawse zajadliwy a wartki... Ale niech odpuscom...
Chytrze się do księcia podbierał — łypając oczkami na wszystkie strony.
Publiczność zaciekawiona aż wstawała z miejsc, patrząc na tę scenę z ironią i ciekawością.
Książę znudzony, ładną rasową ręką Wojtka zlekka usuwał.
— No... no... dobrze...
— Piknie ik pseprasam! — jęczał Wojtek.
— Dobrze, dobrze... tylko mnie czasem nie pocałujcie.
Nastąpiła chwila ciszy.
Widocznie góral coś sobie rozważał, kalkulował rozliczał w tej króciuchnej chwili.
Oczyma się obaj zwarli — książe chłodny i stalowy wzrok utkwił w migocące i przyczajone ślepki górala.
I nagle Wojtek poskoczył, pochylił się, wionęła cucka biała, jak śnieg na Wysokiej, i pokryła na sekundę księcia.
Wojtek pocałował długą, białą, książęcą twarz, która stała się jeszcze bledsza, a jasne rzęsy pokryły stalowe źrenice, które cofnęły się w głąb, jakby olśnione.
Publiczność zaszemrała, ucieszona tym faktem, jakby wybornem rozwiązaniem sceny, której głąb uszedł jej zupełnie, a pozostała zrozumianą tylko farsowa strona akcyi.
Książę wstał, pchnął stolik i zwrócił się do towarzyszów, którzy dość apatycznie patrzyli na to zajście.
— Chodźmy!..