Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

Na dole u kamiennej ściany dostrzegła białą guńkę i twarz o rozwartej czeluści ust ku niej wzniesioną.
Z werandy padało trochę światła.
Poznała Wojtka Gąsiennicę.
Zarumieniona — spytała prawie głośno:
— Czego chcecie?
— Może póńdziecie f góry ze mną? — wyskrzypiał głos górala. — Jo wos poprowadzę piknie na Giewont... gdzie fcecie... Nadaliście mi się.
Propozycya była zwykłego przewodnika, ale zęby białe śmiały się, oczy w cieniu błyszczały.
— Dajcie mi spokój — rzuciła gniewnie Tuśka.
Pita podniosła się z krzesełka — oparta o balustradę i patrzała.
Lecz góral nie odchodził.
Znów Tuśkę za suknię pociągnął.
— Może póńdziecie...
Lecz w tej chwili z poza balustrady mignęła czarna hebanowa laska z ogromnym, srebrnym monogramem.
— Mój człowieku — idźcie swoją drogą i zostawcie tę panią w spokoju.
Tuśka spojrzała.
Obok niej stał wysoki, młody mężczyzna z maleńkiemi wąsikami — rosły — w białej kamizelce!
Laską zręcznie usuwał natręta, a równocześnie patrzał na Tuśkę wielkiemi czarnemi oczyma, które zdawały się błyszczeć, jak dwa dyamenty.
Pod dotknięciem laski, Gąsiennica rozpłynął się w ciemności z szybkością zmykającego kota.
Od furek tylko, gdzie czekali woźnice, doleciały chychot i szepty.
Tuśka spłoniona, przygryzając usta, skinęła głową w stronę mężczyzny.
— Dziękuję panu!
— O!... proszę!... — odrzekł, uchylając kapelusza.
Tuśka usiadła znów na krześle. Miała zamiar odejść natychmiast, ale ogarnęła ją dziwna nieśmiałość. Czuła poza swemi plecami, iż towarzystwo strojne, które poznała