— Bogu dzięki — mruknęła Tuśka.
Teraz już na dobre rozsłoneczniło się i rozjaśniło Zakopane. Cała chata zapachniała świerkowem drzewem. Taka sama woń płynęła z lasu.
Matka i dziecko ubierały się, myły i czesały w milczeniu. Tuśka tylko wydała dyspozycyę małej, jaką ma włożyć sukienkę i pończoszki. Chodząc po pokoju, zauważyła, że Pita włożyła różę, otrzymaną wczoraj, w szklankę i umywszy się starannie, wodę w tej szklance zmieniła.
Róża ta przypomniała Tuśce cały wczorajszy wieczór. Dziwne połyskliwe oczy aktora, jego trochę narzucający się sposób zachowania, a mimo to pewne jakieś uczucie ciepła moralnego, które ją z jego zbliżeniem przeniknęło.
Uśmiechnęła się, przypominając sobie jego słowa:
— Szkoda, że nie mam drugiej róży...
Tak dawno już nie dostawała kwiatów!
A kobiety tak lubią, gdy im kto bodaj bukiecik fijołków za parę groszy rzuci.
Zwłaszcza te kobiety, za któremi przepadały tak zwane — kiamki.
Bo one są, jak groby opuszczone i samotne, które od przechodniów domagają się bodaj jałmużny kwiecia.
Nagle — w sieni ozwał się stłumiony odgłos warczącego bębna.
Tuśka i Pita zwróciły głowy ku drzwiom.
Warczenie bębna uporczywe rozlegało się niedaleko ich drzwi i wypełniało całą sień.
Oczy Pity wyrażały znów nieznany u niej wyraz zachwytu.
Natomiast Tuśka zapłonęła cała od gniewu.
— Nie, tego już nadto!
— O! mamo! — szepnęła Pita — to już niepodobna, żeby to człowiek naśladował... Ten pan musi mieć bęben.
Tuśka zczesała szybko włosy z czoła, zapięła na piersiach niebieską flanelową matinkę i pobiegła ku drzwiom.
Otworzyła je jednem szarpnięciem i wychyliła się ku sieni.
Sień była ciemna, bo drzwi od ulicy były zamknięte.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.