Próbowała odsunąć włosy z rzęsów, z twarzy. Sił jej nie stało.
Zasnęła.
Ciche skrzypnięcie drzwi zbudziło Tuśkę.
Pita weszła do izby.
Lecz Tuśce wstawać się nie chciało, tak ją rozebrało rozkoszne ciepło i zapach smreków, którym cała izba była przepełniona.
Leżała więc spokojnie i z pod przymkniętych rzęs śledziła ruchy Pity.
Dziewczynka weszła na palcach po swojemu grzecznie i zaraz zbliżyła się do stołu.
Z pod żakiecika wydobyła małą plecioną bombonierkę ze złotej słomy, z wesołą, płomienną czerwoną kokardą na boku przykrycia.
Z prawdziwą radością Pita obejrzała kilkakrotnie śliczne cacko i ustawiła je na stole.
Potem zbliżyła się do lustra, wzięła szczotkę i zaczęła gładzić włosy, wzburzone i rozrzucone w nieładzie.
Tuśka widziała odbitą w lustrze twarzyczkę córki i zdziwił ją wyraz, nieznany jej poprzednio.
Dziewczynka uśmiechała się cała — oczy, usta, uszki, nosek — wszystko drgało uśmiechem. Blada zwykle cera twarzy miała lekko różowe jakby pasma podskórne. Zwłaszcza czoło, nosek i bródka zarumienione, nabrały koloru ślicznych płatków róży.
Lecz Tuśka widziała w tem zaróżowieniu szkodliwe dla cery »opalenie« i jako matka, dbała o piękność córki, uczuła się zaniepokojoną.
Usiadła na łóżku, wołając głośno:
— Pita!
Dziewczyna drgnęła. Przybrała układną minkę, lecz