knia szara płócienna jest najodpowiedniejsza na taki dzień upalny i przepojony pyłem.
Nagle, tuż obok niej, jak nadlatujący wicher wysunął się rower, a na nim mężczyzna w kurtce, narzuconej na ramiona, okryte cienkim białym trykotem.
Zanim Tuśka zdążyła zwrócić się ku domowi, cyklista zeskoczył z roweru i kierując go ku sieni, zagrodził jej drogę.
Tuśka uczuła się schwytana w pułapkę. Z jednej strony zamykały obejście żerdzie, przez które przejść było niepodobieństwem.
Cyklista zaś, którego zakłopotanie Tuśki widocznie bawiło, zajął ze swym rowerem prawie całą długość maluchnego podwórka przed chatą.
Teraz Tuśka, choć na niego nie patrzała, widziała jednak dokładnie, że to były te same zuchwałe i łąszące się oczy, ten sam uśmiech trochę cyniczny i dziecinny grubych, świeżych warg, który wczoraj zwrócił się ku niej z pod ronda jasnego kapelusza.
Aktor uchylił czapeczki i przybrał bardzo wdzięczną i zgrabną postawę.
— Pozwoli pani... — zaczął.
Lecz Tuśka, która zawsze miała dużo przytomności umysłu i pewności siebie, jaką się odznaczają wśród ludzi warszawianki — poczuła, że serce jej zaczyna się dziwnie tłuc w piersiach i krew jej bije do głowy.
Niezgrabnie, jak spłoszona pensyonarka, porwała się do sieni i torowała sobie drogę, nie wiedząc, co robi.
— Przepraszam... pan mnie przepuści...
Była jednak bardzo ładna w tem strworzeniu, miała w sobie masę wdzięku i młodości.
Aktor ze zdziwieniem patrzył na nią.
Wczoraj w teatrze wydała się mu wytrawniejsza i dużo wiedząca.
— Czyżby?
Usunął rower, i on jakby troszkę zmieszany.
— Proszę... bardzo proszę...
Szybko Tuśka zniknęła w sieni.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.