Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

Mężczyzna postał czas jakiś — rosły, silny, ładny w tem skąpaniu słonecznem, oddychając szeroko doskonale zbudowaną piersią, która w bieli trykotu zdawała się być z gipsu odlaną.
Patrzył w otwór sieni, w którym zniknął różowy szlafrok, przysłoniony zakopiańską peleryną — patrzył i kręcił głową.
Wreszcie oparł rower o ścianę, zapalił papierosa i rzucając zapałkę na ziemię, wycedził przez świeże, uśmiechnięte usta:
— No... no...



VIII.

Nad wieczorem wracała Pita z Tuśką z »miasta«.
Szły od doktora, do którego miały listy polecające z Warszawy.
Po drodze wrzuciły listy, Tuśka zaprenumerowała książki i naturalnie wzięła po raz drugi Journal d’une femme de chambre Mirbeau.
Po drodze weszła z Pitą do kościoła, gdzie usiłowała zachwycać się nieforemnemi szafkami, wyobrażającemi ołtarze.
Patrząc na leluje, nabijane gwoździe i rozmaite inne »zdobnictwa«, postanowiła kupić sobie i Picie kilka breloków w formie czerpaków, ciupag i innych.
Serdaki miały już, więc należało tylko klejnoty nosić w stylu, aby stać się wierną przyjętej z entuzyazmem modzie.
Wracały do domu, znużone upałem, upojone górskiem powietrzem, podniecone przejściem pod werandą cukierni.
Siedzący bowiem tam goście przypatrywali się bardzo matce i córce.
Były one »coś nowego«, więc należało im poświęcić uwagę.