Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

Właśnie — przed Pitą szła rodzina, złożona z czterech kobiet.
Matka osoba lat czterdziestu, dobrze zakonserwowana, w miarę okrągła, ściśnięta silnie gorsetem z płaską bryklą, poruszała się z trudnością w tem kunsztownem opancerzeniu, które nadawało jej pozór, jakby stała na kładce z zamiarem fiknięcia kozła w nurty kąpielowego basenu.
Suknia, widocznie od dobrej krawcowej, szeleściła dyskretnie i miała z przodu wstawioną przezornie fularową »kamizelkę«.
Widocznie mama nabierała tuszy w przyśpieszonem tempie.
Zato panienki przedstawiały typy potwornie chudych dziewcząt, rozwijających się źle i tępo. Odziane jednakowo w białe sukienki, guńki śnieżne, wyszyte w jaskrawe gwiazdy i leluje, w czapeczkach zakopiańskich w kształcie fezów, z włosami rozpuszczonemi na chudych ramionach, szły rzędem, stawiając jakby w takt nóżki chude, cienkie, obciągnięte szaremi pończochami i białymi trzewiczkami.
W rękach miały małe ciupagi, na ustach, jednostajny, dziwny, ironiczny uśmiech. Oczy ich jednakowe, szare, bez koloru, biegały chytrze i przebiegle po przechodzących, gdy chód tych dziewcząt, zgarbienie pleców, pomimo przyrządów do »prostego trzymania się«, ukrytych pod bluzkami, powolny był i leniwy, jak źle odżywianych zwierząt.
Miały zupełnie pozór sióstr Barisson, z których dwie otrzymały gdzieś zaproszenie na kolacyę. Te zaś po dokonanych scenicznych produkcyach powracają zmęczone do garderób, aby zdjąć z siebie zbyt jaskrawe szaty, oklaskiwanych milutkich zjawisk, pełnych sprytu i dziewczęcego wdzięku.
Tuśce jednak podobają się niezmiernie te panienki. Przypomina sobie, iż widziała je przez szerokość gościńca, snujące się dokoła willi, będącej naprzeciw Obidowskiej chałupy. Matka siedziała wówczas na ganku w prześlicznej reformowanej sukni, tak pięknej, że aż obie zwróciły na nią uwagę.
— To muszą być dystyngowane i zamożne osoby —