u nas ubierać, bo jej ojciec, pijak, nie pozwoliłby iść z chorągwią.
Prawda... całkiem mi z głowy wywietrzało. Pewnie Franka zaraz przyjdzie. No, chodź, Jóźka.
Mój Boże!... wszystko tak, jak było dawniej... obrazy na swojem miejscu... Matka Boska Częstochowska... kwiatki... (Zbliża się do obrazu). O! moja pelargonja! jak się to rozrosła! a przed oknem piwonje już opadają. Nikt ich nie dogląda. Widać ztąd fabrykę. O! jeszcze webry stoją na ulicach, gawędzą, to idą do szynku. Zawsze tak było w sobotę, jak był fercentag. (Chwila milczenia). Ino ja się zmieniłam! ino ja tu nie powinnam być, bo się ten dach powinien zawalić nademną! Oj, matulu! czemu wy mnie do tego miasta puścili! (Opiera się o ścianę i pozostaje tak nieruchoma, zamknąwszy oczy).
Panna Kasia!