Ta strona została skorygowana.
JAN.
Może jeszcze przyjdzie.
CZEMPIELEWSKA.
Ale!... wyjechał i ani śladu po nim niema! Ojej! taka krzywda! Trzysta florynów mu krwawo z koszykowego uzbierałam! Ale go pomsta Boża dosięgnie. Jużem skargę na niego do policji podała... Karmelkarz! widzicie go! karmelkarz! a kobity siroty okrada!
(Wychodzi, zawodząc; sługi przed bramami się śmieją).
MATEUSZ.
Nie miała baba kłopotu, kupiła sobie karmelkarza.
MARYNKA
(która powraca z Julką, zatrzymuje się chwilę w głębi i słucha skarg Czempielewskiej).
Dobrze jej tak! Żeby mnie usłuchała i kupiła Karola Ludwika, a nie trzymała pieniędzy w kuferku, toby teraz mogła bez policję lumery ogłosić i złapać złodzieja.
JAN
(z galanterią).
Panna Marynka taka mądra, jak jaki bankier żydowski.
MARYNKA.
Jak kobita sama na świecie, to musi wiedzieć i to i owo, żeby jej nie skrzywdzili.