Wierzę, ale co począć? Nie będziesz przecie wyśpiewywał arji boleści na temat: „góralskie dziecię, uwiedzione artystyczną chęcią pozostania genjuszem wśród mroźnej wichury nieczułego miasta“.
Żartuj zdrów. Wolałbym teraz siedzieć spokojnie w chałupie u ojca i zajadać grale ze słoniną. Byłbym szczęśliwszy...
Lari fari, kochaneczku! Nie byłbyś tam szczęśliwy, bo kołacze się w tobie dusza rwąca i smutna, dusza twórcza, która swój ideał w garści więzić musiała. Ot, tak jak ja — to coś, co się we mnie kołacze i z bólu wyje, muszę na ćwiartkę papieru wiecznie wylewać. A ani ty, ani ja z tej formy nie jesteśmy zadowoleni — i dlatego tak się oto tułamy, tak się dręczymy... I tak będzie do samej śmierci.
E, bajesz! Gdybyśmy mieli ciepły kąt, zapewnioną rentę, wszystko, co potrzeba do życia bez troski, nie czulibyśmy się nieszczęśliwymi i pracowalibyśmy spokojnie.
To ty bajesz bez ładu i składu! My jesteśmy wieczne niespokojne duchy Izmaela spo-