Wejdź na te schodki i stań tutaj — tak. Czego się trzęsiesz? Nie bój się, nic ci złego nie zrobię. (Ustawiając Kaśkę w pozie Karjatydy). Stój tak; nie ruszaj się. (Czerwone światło z pieca oświetla Kaśkę; muzyka milknie. Wodnicki schodzi i zabiera się do pracy). A teraz do pracy! do pracy! To dziwne, zdawało mi się, że wszelki zapał wygasł we mnie i potrafię tylko robić na obstalunki nagrobki dla wdów po rzeźnikach. Tymczasem nigdy chyba nie miałem takiej gorączki i takiej chęci do pracy.
O Jezu, ręce mi mdleją.
Nie opuszczaj rąk! Teraz właśnie potrzebuję tych linij; podnieś trochę łokcie do góry. Co za Karjatyda, co za Karjatyda!
Sztuka, to bogów ukochane dziecię
Gwiazdę natchnienia ma na swojem czole
I smutnym chmurne opromienia życie
I ma dla cierpień wielkich...